poddani, gdy policja City wywęszywszy ich, przybyła w celu wymiarkowania jakiego rodzaju interesy prowadzi niewinna zgoła firma meklerów giełdowych. Panowie z policji doznali wielkiego rozczarowania przekonawszy się, że przedsiębiorstwo jest w najzupełniejszym porządku i prowadzeniu go nic zarzucić nie można. Nie sposób czepić się nawet notorycznych włamywaczy bankowych, o ile wolą czerpać środki na życie w jakiś, dozwolony przez prawo sposób, choćby nawet byli jak najgorzej zanotowani urzędownie. Policja nie mogła tedy uczynić nic ponad przestrzeganie ewentualnych kljentów, że kierownicy tego, dziwnego przedsiębiorstwa są słynnymi zbrodniarzami. Władza mu — siała stać na uboczu, pocieszając się jeno nadzieją, że wcześniej, czy później ludzie ci zdradzą się napewne z czemś, co ich wyda w ręce sprawiedliwości.
— Poczekają długo na tę gratkę! — rzekł Jerzy Wallis.
Objął wesoło spojrzeniem koło swej „rady nadzorczej“.
— Czy byli tu dzisiaj? — zapytał Callidino.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/111
Ta strona została przepisana.