Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/116

Ta strona została przepisana.

krość — to bardzo niepomyślne dla pana, panie Withling. Przypuszczam atoli — dodał łagodnie, żeś pan schwytał sprawcę?
— W tej chwili schwytałem pana! — od-rzekł inspektor żywo. — Nie zdziwiłoby wcale, gdybym jednocześnie schwycił sprawcę. Czy możesz pan dowieść, gdzie spędziłeś wieczór i noc ubiegłą?
— Z największą przyjemnością! — odparł Wallis. — Spożyłem kolację z pewnym przyjacielem.
— Jak się nazywa?
Wallis wzruszył ramionami.
— Nazwisko jego, to rzecz całkiem obojętna. Spożyłem kolację z przyjacielem, którego nazwisko nie wchodzi tutaj zgoła w grę. Proszę, niech pan inspektor wciągnie to do protokołu.
— A gdzież to jadłeś pan kolację z tym nieznanym przyjacielem? — zapytał dalej urzędnik, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
Wallis wymienił pewną restaurację przy Wardour-Street.