Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/117

Ta strona została przepisana.

— O której to było? — badał inspektor dalej cierpliwie.
— Między siódmą, a jednastą! — oświadczył Wallis. — Może to potwierdzić sam właściciel restauracji.
Inspektor uśmiechnął się do siebie. Znał restaurację i właściciela jej. Zeznania tego człowieka nie miałyby wielkiego znaczenia wobec ławy sędziów.
— Czy możesz mi pan wskazać jakąś osobę wolną od zarzutów? — śledził dalej. — Jakąś osobę, któraby potwierdziła obecność pańską w tej restauracji, prócz owego, nieznanego przyjaciela, oraz pana Villimicci?
Wallis potwierdził skinieniem głowy.
— Mogę wymienić z całym, należnym sza-cunkiem sierżanta Colebrocka z głównego wydziału śledczego w Scottland Yard[1].
Zachowywał łagodność drażniącą wprost. Inspektor spojrzał bystro.

— Czy będzie mógł złożyć zeznanie na pańską korzyść? — spytał z naciskiem.

  1. Londyńskie prezydjum policji.