spokojnie kroki, nie spiesząc się wcale. Wiedział doskonale, że na każdym zakręcie ulicy, niewinnie wyglądający agent handlowy, a na drugim piekarczyk włóczący się z pozoru ze 6wem pieczywem nie spuszcza go z oczu. Po drodze kupił przy Charing-Cross-Street cygaro, przeszedł ulicę tuż pod Alhambrę, a w dziesięć minut później otworzył obok sklepu wąskie drzwi, wiodące do prywatnego jego mieszkania na piętrze.
Wygodnie urządzony pokój świadczył o wybitnym smaku. Głębokie fotele klubowe nadawały mu wygląd solidny, a nieliczne obrazy na ścianach odznaczały się znawczym wyborem.
Wallis nie zadał sobie trudu poddania bliższemu zbadaniu pokoju i reszty małego apartamentu, jaki wynajmował. Jeśli była tu policja, to była i koniec na tem. Jeśli nie była, tem lepiej, a zresztą zgoła obojętne. W tym względzie miał sumienie czyste, o ile czystem nazwać można sumienie człowieka, który obawia się nietyle skutku czynów swoich, co widocznych i możliwych do odnalezienia śladów.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/123
Ta strona została przepisana.