dodał, dopomagając jej pamięci — że pani nie potrzebuje zostawać w pokoju?
— Ach tak, sir! — powiedziała pani Skard. — Powiedział, że sam wszystko załatwi, bez mojej pomocy.
— Założę się, iż dokonał swego zadania! — wykrzyknął Wallis, rozradowany wielce.
Nie troszcząc się wcale tem, że mieszkanie jego zostało przetrząśnięte przez gorliwego detektywa, siedział z godzinę może, czytając pismo amerykańskie. Około szóstej zajechała pod dom taksówka, zatrzymując się w ulicy. Szofer, otyły, brodaty człowiek spozierał bezradnie, szukając numeru. Jeden z dwu detektywów, którzy stale obserwowali dom, przyszedł nibyto przypadkiem do swego kolegi poprzez ulicę.
— Ano, towarzyszu, — powiedział — chcesz pan, widzę znaleźć numer.
— Tak, szukam numeru 43! — odparł szofer.
— To właśnie tutaj! — oświadczył urzędnik.
— Zobaczył jak szofer zadzwonił i jak drzwi domu zapadły za nim, poczem wrócił do kolegi wolnym krokiem.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/125
Ta strona została przepisana.