trzymał motoru. Istotnie opuścił pojazd na trzydzieści zaledwo sekund. Zaraz niemal wrócił, zajął swe miejsce i odjechał.
— Ciekawym co to może znaczyć? — zapytał zdziwiony wielce detektyw.
— Miał, widocznie dokonać jakiegoś zlecenia! — odparł drugi. — Trzebaby to, myślę, wybadać.
W dziesięć minut później przybył inspektor Goldberg ze Scotland Yardu i wyskoczył z auta tuż obok dwu detektywów.
— Czy Wallis wrócił? — spytał żywo.
— Czy wrócił? — zdziwił się wielce jeden z urzędników. — On wszakże nie wychodził wcale z domu.
— Nie wychodził! — powtórzył stropiony inspektor. — Człowiek zupełnie podobny doń z rysopisu widziany był przed upływem pół godziny w chwili, gdy wychodził z filji cechu jubilerów City. Trezor został wyłamany i skradziono klejnoty wartości 20.000 funtów.
Przez chwilę trwało milczenie.
— Sir! — powiedział podwładny ponuro —
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/128
Ta strona została przepisana.