Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/14

Ta strona została przepisana.

Jerzy Wallis zaśmiał się z cicha.
— Sir — powiedział, nie zmieniając postawy. — Zdaje mi się, jesteś pan człowiekiem wedle serca mego, ale będę pewniejszy, gdy się dowiem dokładnie, czego pan chcesz właściwie.
— Uczyć się chcę! — oświadczył nieznajomy.
Stał, patrząc na obu z wyraźnem zainteresowaniem. Przez otwory maski widniały oczy żywe i bystre.
— Prowadźcie, panowie dalej dzieło swoje — powiedział. — Nie radbym, żadną miarą przeszkadzać.
Jerzy Wallis ujął z powrotem kolbę i zwrócił się do drzwi kasy. Niezmiernie łatwo przystosowywał się do wszystkiego i nie było wypadku, by go w jakiejś sytuacji przyparto do muru.
— Ano, mogę robić dalej, — powiedział — rzecz to bowiem obojętna teraz czy przestanę, czy nie, jeśli pan jesteś przedstawicielem prawa i porządku. O ile zaś nie wcielasz pan w sobie tych dwu, czcigodnych, wyśmienitych i koniecznych instytucji, to za zgodą pańską mógł-