cią, a nigdy nie mówi. Nie padło też słowo wzmianki o przeszłości i Edyta czuła się z tego bardzo zadowoloną.
Nie było jej zamiarem żyć na złej stopie z matką. Aż nadto dobrze wżywała się w jej położenie, wiedząc co jest powodem ich rozdwojenia. Ale było lepiej dla nich obu utrzymywać bodaj pozory stosunków przyjaznych.
Pani Cathcart podjęła niezwłocznie rzecz główną.
— Domyślasz się zapewne z jakiego powodu przybywam do ciebie! — rzekła po powitaniu wstępnem.
— Przypuszczam, mamo, odnosisz mi naszyjnik! — powiedziała młoda kobieta z uśmiechem. — Pewnie uznajesz, za rzecz brzydką z mej strony, że proszę o niego, ale przebacz, sądzę, iż powinnam uczynić coś dla Gilberta.
— Tak, zdaje mi się, że mogłaś znaleźć cel inny dla swego, pierwszego listu! — oświadczyła hałaśliwe pani Cathcart.
Edyta nie dała odpowiedzi. Nie miało zgoła sensu spierać się z matką.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/152
Ta strona została przepisana.