Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/21

Ta strona została przepisana.

stertach z desek na wzgórzu, długich szeregach płóciennych anonsów, zachwalających różne rodzaje wódek, cienkich rusztowaniach trybun na przeciwległej stronie areny. Bieganina, hałas i ożywienie nieprzejrzanych mas ludzkich, czyniły coś takiego, jak burza czerwcowa, rzeczą bez znaczenia zgoła.
— Gdybyś pan wiedział, drogi przyjacielu, jak nieszczęśliwie wyglądasz z opuszczonemi brwiami, — powiedział teslie Frankfort, trochę zgryźliwie, ale dobrodusznie — nie siedziałbyś tu w pozie, która przypomina zupełnie obraz p t. „Zrujnowany gracz“. Wiesz, przyjacielu, z ta wydłużona, ponura twarzą, byłbyś doskonałym modelem do ryciny kolorowej w świątecznym numerze pisma przeciw grze skierowanego. Myślę, że pismo takie istnieje chyba.
Gilbert roześmiał się krótko.
— Ludzie ci interesują mnie — powiedział, czyniąc wysiłek, by mówić. — Czy możesz pan sobie wyobrazić jakie myśli nurtują ich? Każdy poszczególny to cała, swoista osobowość, każdy nosi w sercu obawę, lub nadzieję, każdy z nich posiada zdolność kochania, nienawidze-