— Znasz go pan tedy?
Potwierdził skinieniem.
— Znam go bardzo dobrze! — powiedział.
Dobył z pod płaszcza skrzypce, a Leslie zauważył, że był to stary instrument. Stary muzyk zbadał skrzypce starannie, potem zaś, westchnąwszy z ulgą, położył je na kolanach.
— Sądzę, że nie ucierpiały, nieprawdaż? — spytał Leslie.
— Nic, sir! — odparł muzykus. — A już bałem się bardzo, by w dniu tak pomyślnym nie ponieść klęski.
Grali w Downs i zarobili sporo.
— Bratanica moja gra także — dodał skrzypek — coprawda, oboje nie lubimy tłumu, ale znaczy to tyle co pieniądze — uśmiechnął się — a położenie nasze nie pozwala odsuwać korzystnej sposobności.
Wydostali się z zasięgu burzy, a minąwszy Sutton, wjechali w okolice o suchych niemal drogach. Gilbert zatrzymał wóz i oddał kierownicę zawstydzonemu szoferowi.
— Bardzo mi przykro, sir! — zaczął biedak.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/29
Ta strona została przepisana.