Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Nie użyłeś pan, coprawda, tych słów — odparł Leslie z niechęcią, — ale było to bardzo podobnem sformułowaniem stanu, odpowiadającego panu wyraźnie. Potem zaś, wobec huraganu, który i mnie napędził strachu niemałego, zajmujesz pan, poprostu, miejsce szofera i prowadzisz wóz poprzez wichurę. Ponadto masz pan tyle jeszcze względów, że zabierasz po drodze starucha, chociaż nikt nie uczyniłby panu najlżejszego wyrzutu, gdybyś go zostawił na pastwę losu.
Gilbert milczał przez chwilę, potem zaś rzekł, roześmiawszy się gorzko.
— Istnieją całe tuziny rodzajów nerwowości, ale żadna, przypadkowo nie jest moją. Ten staruch, to czynnik ważny mego życia, chociaż o tem nie wie... a ponadto narzędzie losu.
Uroczyście niemal, zniżył głos, po chwili zaś przypomniawszy sobie, że spoczywa na nim zaciekawione spojrzenie towarzysza, powiedział oschle.
— Drogi przyjacielu, nie wiem, w jaki sposób odniosłeś pan wrażenie, że jestem „rozbitek nerwowy“. Jest to, coprawda stan niezbyt od-