Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/40

Ta strona została przepisana.

cie. Czy cię ogarnęła burza? Tutaj było strasznie!
Mówiła spiesznie, a każde zdanie brzmiało przy końcu jak zapytanie. Miało się wrażenie, że chce pozostać z narzeczonym na dobrej stopie, ale go się potrosze boi. Jak dziecko starała się wykonać dobrze zadanie swoje i od czasu do czasu widać było w niej uczucie ulgi, jakiego doznaje ktoś, kto przezwyciężył nową przeszkodę.
Gilbert uświadamiał sobie dobrze owo napięcie cechujące ich stosunek. Po kilkanaście razy na dzień mówił sobie, że niepodobieństwem jest, by tego rodzaju skrępowanie istnieć mogło. Ale znajdował dostateczne uzasadnienie w niedowierzaniu i tajemniczej trwodze, które snuły się po jej oczach, jak cienie po morzu. Była dużo, dużo młodszą od lat swoich. Piękny pąk nie rozwarł się jeszcze, a narzeczeństwo ucierpiało znacznie z powodu nadmiaru formalności.
Poznał ją, jak to bywa zazwyczaj, na balu. Został przez matkę formalnie zaproszony, tańczył z nią, robił wycieczki, przedsiębrał przejażdżki wioślarskie po rzece i woził, wraz z ma-