W chwili, gdy drzwi otwierano puścił dłoń narzeczonej, która cofnąwszy się bezwiednie o krok, patrzyła nań z powagą pełną napięcia skrzyżowawszy na plecach ramiona.
— Chciałem pomówić z panią! — powiedział
— Ze mną? — spytała pani Cathcart żartobliwie. — Nie, napewne nie ze mną.
Uśmiech jej dotyczył zarówno córki, jak i Gilberta. Z jakiegoś powodu, którego w tej chwili nie mógł ująć jasno, uczuł się nieswojo.
— Tak, miałem zamiar pomówić z panią! — oświadczył. — Nie jest to chyba dziwne w tych dniach właśnie.
Roześmiał się.
Podniosła ostrzegawczo palec.
— Nie troszcz się pan, proszę zgoła przygotowaniami. Zostaw wszystko mnie, a przekonasz się pan, że nie będzie powodu do niezadowolenia.
— Nie o to idzie... — powiedział żywo. — Jest to coś... coś... co...
Zawahał się. Chciał jej uprzytomnić całą wagę sprawy, która mu leżała na sercu. Ale właśnie w chwili, gdy zbliżyła się kwestja roz-
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/43
Ta strona została przepisana.