Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/53

Ta strona została przepisana.

liły je znaczne okresy czasu, z każdym wybuchem nabierała odwagi.
— Ojciec? — parskała pani Cathcart, blada z pasji. — Przypominasz mi ojca? To był głupiec! Głupiec! — Słowa te wyrzuciła z sykiem niemal. — Zrujnował mnie i ciebie, gdyż nie miał tyle zdrowego rozsądku, by utrzymać odziedziczony majątek. Przez lat dwadzieścia uważałam go za wcielenie mądrości, dobroci uduchowienia, a on zdołał w ciągu teo czasu roztrwonić mienie na przeróżnych głupich spekulacjach, wodzony za nos przez szubrawych rycerzy przemysłu. On by cię nie zmuszał? — roześmiała się gorzko. — Oczywiście, zezwoliłby ci wyjść za szofera, o ile by go wybrało serce twoje. Był wcieleniem dobrodusznego niedołęstwa i niezaradności. Nienawidzę ojca twego!
Zimny blask szeroko rozwartych niebieskich jej oczu świadczył tak wyraźnie o nienawiści, że dziewczyna zadrżała.
— Nienawidzę go na nowo za każdym razem gdy muszę traktować z podejrzanym meklerem, by skorzystać z jego doświadczenia giełdowego, nienawidzę za każdą oszczędność, jaką muszę