Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/63

Ta strona została przepisana.

Gilbert potrząsnął głową.
— Nie! — rzekł krótko. — Miałem zamiar powiedzieć jej to, ale nie dokonałem postanowienia. Jestem przekonany Leslie, że ją skrzywdzimy. Wyrażała nieraz swój pogląd na pieniądze z całym naciskiem. Zresztą nie jestem wszakże nędzarzem.
— Gorzej nawet jeszcze jest z panem, drogi przyjacielu. Człowiek zarabiający sześćset funtów rocznie jest biedakiem litości godnym.
— Jakto?
— Nie zdołasz pan nigdy zredukować potrzeb swoich poniżej dwu tysięcy, a dochody nie przekroczą sześciuset. Oczywiście nie liczę możliwej posady w ministerstwie spraw zagranicznych, co uczyni jeszcze 600 funtów.
— Praca! — rzekł Gilbert.
— Praca? — odparł Leslie drwiąco. — Praca nie daje pieniędzy, które zdobywa się tylko przez spekulację i przez wyzyskiwanie bliźnich swoich. Jesteś zbyt dobroduszny, synu mój, by zrobić pieniądze.
— A pan, zdaje się umiesz to? powiedział Gilbert, uśmiechając się z lekka.