Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/66

Ta strona została przepisana.

Stał zadumany, z rękami w kieszeniach, patrząc na przyjaciela.
— Dałbym dużo za to, by odłożyć zaślubiny.
Leslie roześmiał się.
— Czas najwyższy, na ślub! Cóż za nerwowiec z pana, drogi przyjacielu!
Spojrzał na zegarek.
— Pospiesz się pan, gdyż możesz jeszcze utracić narzeczoną. Wogóle nie stosowny to dzień na czarne myśli, to dzień nad wszystkie dni.
Dostrzegł miękki wyraz oczu Gilberta i rad był ze skutku słów swoich.
— Tak, masz rację, przyjacielu! — rzekł łagodnie. — Zapomniałem zupełnie o szczęściu swojem. Niech pana Bóg błogosławi! — dodał z cicha.
— Przypuszczam, że masz pan listę gości weselnych? — spytał Gilbert, gdy wyszli.
— Tak, — rzekł Leslie — pani Cathart pomyślała o wszystkiem.
— Czy będzie także doktor Barcley-Teymour? — spytał Gilbert mimochodem.
Barclay — Teymour... nie, nie będzie, —