Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/72

Ta strona została przepisana.

si. Ruch ten zrozumiał jako bezwzględną odmowę, wydało mu się, że serce lodowacieje, a wszystkie, niejasne obawy dni minionych krystalizują się w postać określoną straszliwej prawdy. Zanim otworzyła usta, wiedział dobrze co powie.
Przez czas pewien szukała słów odpowiednich, co jej przychodziło z trudnością.
— Gilbercie — rzekła w końcu. — Mam zamiar uczynić coś nikczemnego, a nikczemnosć leży w tem, żem ci już dawno tego nie powiedziała.
Poprosił, by zajęła miejsce na kanapie.
Ten moment wyobraził sobie w postaci małej romancy muzycznej, która nie miała zostać nigdy wykonana. Teraz oto marzenie rozwiało się.
— Nie chcę siadać! — powiedziała. — Potrzeba mi wszystkich sił, by ci powiedzieć to, co wyznać muszę. Gdyby nie to okropne tchórzostwo, dowiedziałbyś się był jeszcze wczoraj wieczór. Miałam ten zamiar, ale nie przyszedłeś.
Skinął głową.