— Wiem — rzekł niecierpliwie niemal — nie mogłem przyjść, nie chciałem przyjść... — poprawił się.
— Wiesz chyba co ci chcę powiedzieć? — rzekła, patrząc nań bystro — Gilbercie, nie kocham cię!
Znowu skinął głową.
— Wiem teraz ostatecznie.
— Nigdy cię nie kochałam! — powiedziała tonem rozpacznym. — Nigdy, a nigdy nie byłeś mi niczem więcej, jak miłym przyjacielem. Ale...
Chciała powiedzieć powód, ale powstrzymało ją uczucie lojalności dla matki. Postanowiła wziąć całą winę na siebie, bo, wszakże, wszelkie zarzuty dotyczyły jej wyłącznie. Powinna była zadecydować o sobie i przy silniejszej woli stawić większy opór, niźli to uczyniła rzeczywiście.
— Wyszłam za ciebie — powiedzia powoli — dlatego, że będziesz... że będziesz bogaty.
Ostatnie słowa wyrzekła szeptem. Toczyła w duszy walkę straszną, jednocześnie nie chcąc, by o niej źle myślał.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/73
Ta strona została przepisana.