— O tak! — powiedział spokojnie. — Ludzie ci znają rzemiosło swoje. Czy brak czegoś może?
— Tak i nie! — powiedział ostrożnie Mr. Warrell. — Był tam naszyjnik z djamentów, złożony ubiegłego tygodnia przez jednego z kljentów naszych. Niema go. Ale zależy mi na tem, by narazie strata ta nie dostała się do wiadomości publicznej.
Detektyw spojrzał nań ze zdziwieniem.
— Jest to dość dziwne żądanie! — powiedział z uśmiechem. — Zresztą, o ile mi wolno uczynić tę krytyczną uwagę, jest rzeczą całkiem niezwykłą, by przechowywano naszyjnik djamentowy w kasie maklera giełdowego.
Mr. Warrell uśmiechnął się.
— Istotnie jest to rzecz niezwykła — przyznał, — ale jeden z kljentów naszych, wyjeżdżający zagranicę, przybył dwadzieścia minut przed odejściem pociągu, prosząc, byśmy wzięli w przechowanie puzderko z klejnotami.
Mr. Warrell powiedział to tonem niedbałym. Nie chciał zdradzić detektywowi, że naszyjnik stanowił pokrycie znacznej sumy. Nie
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/78
Ta strona została przepisana.