uważał także za potrzebne objaśniać, że zamknął klejnoty w trezorze kasy, mając nadzieję, iż kljentka znalazła się przejściowo tylko w kłopotach finansowych i niedługo wykupi zastaw.
— Czy ktoś prócz pana i wspólników wie, że złodzieje byli tu?
Mr. Warrell zaprzeczył gestem.
— Nie sądzę. Nikomu nie wspomniałem o tem. A może pan, Leslie?
Leslie zawahał się.
— Hm, muszę przyznać, że uczyniłem to! — powiedział. — Ale człowiek ten nie będzie rozpowiadał dalej.
— Któż to? — spytał Mr. Warrell.
— Gilbert Standerton. Wspomniałem o tem z racji rozmowy o rozbijaniu kas.
Starszy jegomość skinął głową.
— Nie mogę sobie wyobrazić, by się zaliczać miał do ludzi zdolnych rozbić kasę.
Uśmiechnął się.
— Dziwny to, zaiste zbieg okoliczności — rzekł Leslie w zadumie, — że właśnie parę dni przed ślubem jego rozmawialiśmy właśnie o tej bandzie złoczyńców! Przypuszczam — zapytał
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/79
Ta strona została przepisana.