P. Gilderheim, człowiek bardzo ugrzeczniony na odgłos pukania, pospieszył do drzwi, chwytając w rękę rewolwer, który na wszelki wypadek nosił stale w kieszeni. Doznał wielkiej ulgi przekonawszy się, że pukanie nie wywoła żadnej groźnej przygody, a tylko spowoduje rozmowę ze znanym mu urzędnikiem policji.
Oznajmił mu, że otrzymał przesyłkę djamenŁów od pewnej firmy amsterdamskiej i chce kamienie posortować, przed pójściem do domu.
Pożartowawszy jeszcze na temat siły uwodzicielskiej, jaką pociągają „potęgi ciemności“, djamenty wartości 60.000 funtów, urzędnik odszedł.
O dziewiątej, czterdzieści minut zamknął p. Gilderheim klejnoty w swym, wielkim trezorze, przed którym w dzień i w nocy błyszczała lampka elektryczna, potem zaś w towarzystwie swego urzędnika opuścił dom Nr. 93, przy Little Hatton Garden i ruszył w kierunku Holbornu.
Pełniący służbę policjant życzył im dobrej nocy, a urzędnik w ubraniu cywilnem, będący na drugim końcu ulicy, zamienił z nimi jeszcze słów parę.
Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/8
Ta strona została przepisana.