Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/83

Ta strona została przepisana.

wartości kas, a okoliczność ta skłoniła policję do skoncentrowania czynności śledczej na trzech z pozoru niewinnych zgoła wspólnikach, małej firmy maklerskiej. Ale mimo wszelkich wysiłków, niepodobna było zebrać materjału dowodowego, któryby pozwalał ludzi tych zestawić w najdalszym nawet stosunku ze zbrodniami.
Leslie pamiętał, że żartem namawiał Gilberta Standertona, by się pokusił o zyskanie wielkiej nagrody wyznaczonej przez dwie firmy, za odnalezienie skradzionych walorów.
— Przy pańskiej fantazji — zakończył — oraz bystrości, byłbyś pan idealnym łapaczem złodziei.
— Albo złodziejem! — odrzucił Gilbert mrukliwie.
Miał wówczas jeden ze swych złych dni, kiedy go gnębiły ciężko myśli o zmienionych widokach na przyszłość.
Gdy Leslie przekroczył wąski portal City-Proscenium-Klubu, zastał telegram do siebie. Otwarł go niedbale, ale przeczytawszy treść, zmarszczył brwi, zdziwiony wielce. Telegram brzmiał: