Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Muszę pomówić z panem dziś popołudniu. Punkt zborny dworzec Charing Croos czwarta godzina... Gilbert.
Punktualnie, co do minuty przybył Leslie na dworzec i ujrzał Gilberta chodzącego niespokojnie pod zegarem tam i z powrotem. Przeraził go wygląd jego.
— Na miłość boską, co się z panem dzieje? — spytał.
— Co się dzieje? — odrzucił Gilbert szorstko. — Cóż się ma dziać ze mną?
— Może spotkało pana coś nieprzyjemnego? — badał Leslie serdecznie, gdyż szczerze lubił przyjaciela.
— Nieprzyjemnego? — zaśmiał się Gilbert gorzko. — Drogi przyjacielu, nie mogę się opędzić troskom. Czyż widziałeś mnie pan, zresztą, kiedy innym? Chcę prosić, byś mi pan oddał pewną przysługę! — ciągnął dalej żywo. — Niedawno rozmawialiśmy obaj o pieniądzach, nieprawdaż? Uświadomiłem sobie teraz dopiero w pełni tragiczne złańcuchowanie mych spraw. Muszę dostać pieniędzy i to nawet prędko.