Prowincya, do któréj miała wkroczyć karawana, była to pewnego rodzaju kolonia, rozdzielona pomiędzy wielką liczbę rodzin żołniérzy, w których służba wojskowa jest obowiązującą dla dzieci płci męzkiéj, w których każdy syn rodzi się już, że tak powiem, żołniérzem, od dzieciństwa służy jak może i pobiera żołd stały pierwéj jeszcze nim potrafi strzelbę udźwignąć. Nadto, te żołniérskie rodziny są wolne od płacenia podatków, a własność ich nie może być im odjętą lub wystawioną na sprzedaż, póki żyje choć jeden potomek płci męzkiéj. Wskutek tego tworzą one wojsko regularne, karne i wierne, z pomocą którego rząd może spokojnie pożerać, jak tu mówią, każdą zbuntowaną prowincyą; wojsko, że je tak nazwę, poborców, które więcéj oddaje rządowi niż go kosztuje, gdyż w Marokko żołniérz służy głównie finansom a najpierwszą sprężyną maszyny administracyjnéj jest miecz.
Zaledwie przekroczyliśmy granice Sidi-Hassem,