Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/28

Ta strona została przepisana.

leńka kapliczka, ukryta śród domów poselskich. Po skreśleniu tych kilku ogólnikowych uwag nad krajem, w którym się znalazłem, zacząłem pilniéj przyglądać się miastu i jego mieszkańcom, zapisując codzień to wszystko com widział. I oto kilka z tych spostrzeżeń i uwag, niepełnych wprawdzie, oderwanych lecz pisanych pod piérwszém wrażeniem tak, jak się z pod pióra wylały i może dla tego wierniejszych niż te opisy, na które zdobywamy się po długim namyśle.


∗             ∗

Mimo woli doznaję uczucia pewnego wstydu i upokorzenia za każdą razą gdy obok mnie przechodzi piękny maur w narodowym stroju. Porównywając mój kapelusik z jego olbrzymim muślinowym zawojem, mój kusy i ciasny tużurek z jego długim, białym lub czerwonym kaftanem; porównywając słowem cały mój ubiór niewygodny, opięty i ciemny z tym fałdzistym, obszernym, jasnym, tak malowniczym i wspaniałym w swéj prostocie strojem, zdaje mi się, że przy nim muszę tak wyglądać jak żuk czarny przy barwnym motylu. Nieraz trudno mi oczu oderwać od pary złocisto-żółtych pantofelków i ponsowych atłasowych spodeniek, które, z okna mego pokoju, dostrzegam tam, za filarem, na placu. Lecz to, co mię najsilniéj zachwyca, to, na co gotów jestem patrzeć całemi godzinami, jest kaik, ten długi, lekki, biały w przezroczyste pasy kawał wełnianéj lub jedwabnéj tkaniny,