larze, siedząc na progu drzwi wchodowych, pogadaliśmy zpod oka na niewolnice, które stopniowo, ośmielone tym wyrazem dziecinnéj niemal ciekawości, który na naszych twarzach dostrzegły, przysunęły się ku nam, niewidziane od wielkiego wezyra, tak blizko, iż prawie nas dotykały swém ubraniem i stały nieruchome, przyglądając się nam i pozwalając przyglądać się sobie z pewném zadowoleniem. Było ich ośm; dziewczęta hoże, zdrowe, w wieku od lat piętnastu do dwudziestu; niektóre mulatki, inne murzynki, o wielkich czarnych oczach, nozdrzach rozszerzonych, piersiach wydatnych; wszystkie biało ubrane, przepasane szerokimi, haftowanymi pasami; na obnażonych nogach miały przy kostce grube srebrne kółka, na rękach również, aż po ramię, bransolety, w uszach duże srebrne zausznice w kształcie pierścieni. Zdało nam się, iż gdyby ręka chrześcianina chciała je uszczypnąć w pulchne policzki, nie wywołałoby to z ich strony żadnedo oburzenia. Ussi zwrócił uwagę Bisea na prześliczną nogę jednéj z nich, dziewczyna to spostrzegła i zaczęła przyglądać się swoim nogom z wielką ciekawością. Wszystkie inne poszły za jéj przykładem, porównywając swoje nogi z nogami owéj pierwszéj. Ussi wyprostował z hałasem swój klak; cofnęły się przestraszone; jednak po chwili uśmiéchnęły się i znowu ku nam podeszły. Nagle, na głos wielkiego wezyra rozkazującego, aby nakrywano do stołu, niewolnice pierzchły w różne strony.
Do stołu nakryli nasi żołniérze. Jeden ze służących wezyra postawił na środku stołu trzy grube
Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/308
Ta strona została przepisana.