Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/313

Ta strona została przepisana.



∗             ∗

Sułtan przyjął Posła na posłuchaniu prywatném. Sala przyjęć jest biała, duża i pozbawiona wszelkich ozdób, jak więzienie. Jedyne jéj upiększenie stanowi moc niezliczona zégarów najrozmaitszéj wielkości i najrozmaitszego kształtu, które częścią stoją na podłodze jedne przy drugich wzdłuż ścian, częścią nagromadzone są na stole w środku sali. Trzeba wiedziéć, iż zegar dla maura jest przedmiotem podziwu, uwielbienia i rozrywki. Sułtan siedział ze skrzyżowanymi nogami w małéj alkowie, na wysokości jednego metra od ziemi, na podwyższeniu z drzewa. I teraz, podobnie jak w dniu owego piérwszego uroczystego przyjęcia, okrywał go płaszcz śnieżnéj białości z kapturem nasuniętym na głowę; jego nogi były obnażone; zielony sznur, na którym zapewne musiał wisiéć sztylet, od ramienia ukośnie przechodził mu prze piersi, żółte pantofle stały obok w kąciku. W takim stroju i w takiéj postawie sułtani marokańscy przyjmują wszystkich posłów; ich tronem, jak powiedzie-