Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/335

Ta strona została przepisana.

dałem mu kilka innych pytań, ale oprócz owych cztérech nazw nic z niego wydobyć nie mogłem. Odszedł wreszcie, powtarzając Madrid! Roma! France! Londres! i nim nas z oczu nie stracił, ciągle się nam kłaniał przyjaźnie, ruchem ręki wyrażając żal, iż nie może się z nami rozmówić. W tym tłumie niczego nie braknie, mówił zniecierpliwiony Biseo, bo nawet i oryginałów, którzy nam dobrze życzą; lecz ani psa, któryby się dał odmalować! Rzeczywiście dotychczas wszelkie usiłowania naszych artystów w celu znalezienia modelu na nic się nie zdały. Nawet nasz wierny Selam nie chce im pozować. Cóż to, czy dyabła się lękasz? spytał go Ussi. Nie dyabła, odrzekł Selam uroczyście, ale Boga.