Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/348

Ta strona została przepisana.




∗             ∗

W skutek ulewnego deszczu, który już blisko od trzech dni leje bez przerwy, Fez tak obecnie wygląda, iż opis jego dla wielu zda się przesadzony. Nie jest to już miasto, lecz jakaś olbrzymia kloaka. Ulice zmieniły się w cuchnące kanały, rozstajnie w jeziora, place w bagna; przechodnie po kolana brną w błocie; domy obryzgane aż do wysokości piérwszego piętra; ludzie, konie, muły, wyglądają jakby się tarzały w błocku, a psy tak całkowicie są niém pokryte, iż szerści ich dopatrzyć się nie podobna. Ludzi, po największéj części na koniach, bardzo mało na ulicach; i ani jednego parasola, a nawet nikogo, ktoby kroku przyśpieszał, by nie być zmokniętym do nitki. Za dzielnicą bazarów takie pustki, taka ciemność, że aż serce ściska. Wszędzie woda płynie, tworzy strumienie i potoki, unosząc z sobą wszelkiego rodzaju zgniliznę i śmiecie: żaden głos ludzki nie przerwie ani na chwilę tego jednostajnego, ogłuszającego szumu ulewy. Fez wygląda jak miasto opuszczone przez