Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/368

Ta strona została przepisana.

zakłócać przyjaźni, która łączy tron szeryfów z potężną Anglią. Stara maurytanka jest niewzruszoną. Ofiarują jéj, byle chciała dać za wygrane całéj téj sprawie, tyle pieniędzy, iż resztę dni swoich może spędzić w dostatku i spokoju: odmawia. A mnie po co wasze pieniądze? dodaje; jestem stara i nawykłam do ubóstwa. Ja nie chcę pieniędzy, ja chcę dwu zębów chrześcijanina, musze je miéć, wymagam ich w imię Koranu; a sułtan, władca wiernych, głowa islamu, ojciec swych poddanych, nie może odmówić oddania sprawiedliwości muzułmance. Ten jéj opór wprawił sułtana w kłopot nie mały; to, czego wymagała, było zgodne z prawem, z prawem świętem, z prawem Proroka; lud, podniecony fanatycznemi przemowami staréj maurytanki, wziął gorąco jéj sprawę do serca, i odmowa w takich warunkach, mogła być rzeczą niebezpieczną. Sułtan, którym był naówczas Abd-er-Rhaman, napisał do angielskiego konsula, prosząc go jako o łaskę największą, aby skłonił swego spółziomka do przystania na wyrwanie dwu zębów. Kupiec odpowiedział konsulowi, iż nigdy się na to nie zgodzi. Wówczas sułtan powtórnie do konsula napisał, oświadczając, iż w razie gdyby ów kupiec spełnił jego życzenie, on w nagrodę nada mu każdy przywiléj handlowy jakiego tylko zażąda. Tą razą, ponieważ chodziło o zrobienie dobrego interesu, anglik znikł i pozwolił na operacyą. Stara opuściła Fez, błogosławiąc imię świętobliwego Abd-er-Rahmana i powróciła do Mogadoru, gdzie w jéj obecności, tudzież w obecności wielkiego tłumu, wyrwano dwa zęby nazarejczykowi. Kiedy zo-