cych, które Bóg wie do kogo należały, które może neiraz czuły pieszczotliwe dotknięcie ręki sułtana, i które być może w roku przyszłym, odmalowane na jakimś rodzajowym obrazie, będą ściągały oczy widzów na neapolitańskiéj lub filadelfijskiéj wystawie. Jednego tu tylko brakuje, rzeczy prawdziwie starożytnych, pamiątek owych narodów, które zdobywały albo zasiedlały Marokko; a pomimo, iż wiemy, że nieraz znajdują je w ziemi lub w gruzach dawnych budowli, nie mogliśmy wszakże dostać ich, choćby za cenę najwyższą, gdyż z powodu istniejącego prawa, które nakazuje przedmioty znalezione władzom oddawać, każdy, komu się coś znaleść zdarzy, ukrywa to starannie, a władze nieznające się nic a nic na wartości starożytnych zabytków, tę małą ich cząstkę, która wpada w ich ręce, albo niszczą, albo jako rzeczy niepotrzebne sprzedają za bezcen. Tak przed paru laty koń spiżowy i kilka posążków znalezionych w pewnéj studni w pobliżu zwalisk starego wodociągu, zostały potrzaskane na kawałki i sprzedane jako miedź stara tandeciarzowi z żydowskiéj dzielnicy.
Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/411
Ta strona została przepisana.