Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/418

Ta strona została przepisana.

się, iż udało mi się, jeżeli nie całkiem mu wytłumaczyć ową wielką różnicę, która pod tym względem zachodzi pomiędzy jego krajem a naszym, to przynajmniéj dać mu ją poznać choć w części. Widząc, iż w tym razie walka ze mną nierówna, dał nagle inny obrót rozmowie i mierząc mnie od stóp do głowy złośliwém spojrzeniem rzekł z uśmiéchem:
— Źle ubrani.
Odpowiedziałem mu na to, iż ubranie jest rzeczą małéj wagi, że nie można liczyć go ani do wad, ani do zalet jakiegoś narodu; i spytałem natomiast, czy nie zechce nam przyznać wyższości w tém chociaż, iż zamiast przepędzać długie godziny, siedząc bezczynnie ze skrzyżowanemi nogami na miękkich materacach, umiemy czas sobie zapełnić tysiącem miłych, pożytecznych zajęć.
Anim się spodziewał jak sprytną, jak dyplomatyczną da mi na to odpowiedź. Powiedział, iż jego zdaniem złą jest oznaką owa ciągła potrzeba pracy i zajęcia, aby czas zabijać. Więc życie samo przez się byłożby dla nas taką męczarnią, że nie możemy godziny przesiedziéć spokojnie, bezczynnie, nie szukając czemby się zająć, nie przemyślając czemby się rozerwać? Czy obawiamy się samych siebie? Czy mamy w sobie cóś co nas dręczy?
— Ależ spójrzcie, powiedziałem mu, jak smutny widok przedstawiają wasze miasta: jakie w nich pustki, jaka cisza, jaka nędza. Byliście przecie w Paryżu? Otóż porównajcie ulice Paryża z ulicami Fezu.