tyleryi, która trzymała na wodzy berberów z gór pobliskich, skarb sułtana, składający się z pięciuset tysięcy milionów franków i pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. którzy uchodzili za najbardziéj oświeconych i gościnnych ludzi z całego państwa.
Selam, przyciszonym głosem i tajemniczymi ruchami opisał nam miejsce, gdzie się przechowuje sułtański skarb, o którym nikt nie wie ile obecnie wynosi, lecz który niezawodnie musiał się bardzo zmniejszyć po ostatnich wojnach, a kto wie nawet czy jeszcze tyle z niego pozostało, aby zasługiwał na nazwę skarbu. W pałacu sułtana, mówił Selam, jest inny pałac, cały z kamienia, do którego światło wpada z góry, i który otaczają trzy rzędy murów. Wchodzi się do niego przez drzwi żelazne, za temi piérwszemi drzwiami są drugie drzwi żelazne, za drugiemi trzecie. Daléj jest korytarz niski i ciemny, przez który ze świécą trzeba przechodzić; posadzka w nim z czarnego marmuru, i ściany czarne, i sklepienie czarne, i powietrze jakieś grobowe. W głębi korytarza znajduje się wielka sala, a w środku sali jest otwór, który prowadzi do głębokiego podziemia. Do tego podziemia cztéry razy do roku trzystu murzynów wrzuca garściami złote i srebrne pieniądze, które sułtan przysyła. Sułtan najczęściéj sam jest przytém obecny. Murzyni, którzy w sali pracują, na całe życie są zamknięci w pałacu. Tych, którzy pracują w podziemiu, dopiéro po śmierci z niego wynoszą. A w sali pod ścianami stoi dziesięć urn glinianych, z głowami dziesięciu niewolników, którzy niegdyś usiłowali skraść nieco pieniędzy.
Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/443
Ta strona została przepisana.