Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/103

Ta strona została przepisana.
XVI.

Sekretarz generalny CIK‘a, towarzysz Wiktor Abramowicz Prochwostow, siedząc w wspaniałym gabinecie swoim na Kremlu, chciwie chwytał każdą przynoszoną mu, zgodnie z rozkazem, natychmiast po nadejściu depeszę szyfrowaną, pochodzącą z zagranicznych placówek sowieckich…
Przerzuciwszy każdą szybko wprawnem okiem, gdyż szyfry znał już znakomicie na pamięć, odkładał je następnie na bok, a koło ust jego zarysowywała się zmarszczka jakby niezadowolenia, jakby zniechęcenia.
Nadchodzące licznie depeszę różnej były wagi, mniejszej i większej, niektóre znów błahe zupełnie, do których niewiadomo po co aż szyfr używano, a niektóre znów tak ważne, że aż dziś specjalnie na posiedzeniu CIK‘a rozpatrywane być miały…
Lecz między niemi właśnie nie było tej, najważniejszej, na którą oddawna już oczekiwał nietylko on, ale i CIK cały, i na otrzymaniu której tak bardzo im zależało…
Zdenerwowany, wyciągał kasetkę z najbardziej tajnymi papierami, i wyjąwszy z pośród wielu teczkę z napisem „Warszawa“, spiesznie przeglądać zaczął znajdujące się w niej papiery… Oto pismo Zielonogorskiego… pisze w niem wyraźnie: „za miesiąc jakiś będziemy w posiadaniu tych planów. Wyślę je natychmiast i zawiadomię o tem depeszą“…
Tymczasem mija już od tego czasu drugi miesiąc, a nic niema… Prawda, była przed paru dniami depesza uspakajająca, że wszystko idzie pomyślnie, że roboty posuwają się naprzód i że wkrótce spodziewać się należy pomyślnego wyniku, lecz potem znów nastąpiło długie, długie milczenie…
Gnębiła go obawa, że zamierzenia, które, pomijając już koszta, miały dać w wyniku tak świetną zdo-