bycz, jak plany najnowszych wynalazków wojennych inż. Żarycza, miały się nie udać…
Pomijając już kompromitację, jaka w razie wykrycia tych usiłowań, mogła okryć władze sowieckie, pomijając już nawet stratę pieniężną, która była bardziej dotkliwą od straty honoru, — najważniejszą była olbrzymia w tym wypadku przewaga wojenna Polski, wykluczająca wogóle myśl jakąkolwiek o napaści na nią.
Towarzysz Prochwostow zabrał się do przeglądania nadesłanych pocztą papierów, gdy naraz rozległo się dyskretne pukanie do drzwi i na progu stanął sekretarz osobisty i wręczając depeszę, rzekł:
— Od towarzysza Zielonogorskiego z Warszawy… W tej chwili nadeszła…
Porwał ją Prochwostow i rozerwawszy banderolę, szybko przebiegł oczyma.
Brzmiała ona w umówionym szyfrze jak następuje:
„Tranzakcja zakończona pomyślnie. Towar wysłany. Tranzyto przez Berlin otwarte“.
Rozjaśniła się twarz towarzysza sekretarza generalnego Prochwostowa. Porwał się z miejsca i udał czemprędzej do gabinetu przewodniczącego CIK‘a, towarzysza Ruchłowa, zawezwawszy po drodze zastępcę jego, towarzysza Mazurkina.
Zamknąwszy szczelnie drzwi, wtajemniczył ich w treść depeszy, poczem rzekł:
— Zielonogorskij postąpił dowcipnie… Obawiając się, że w razie wysłania tych planów bezpośrednio, władze polskie, w poszukiwaniu ich, mogą się posunąć nawet do naruszenia tajemnicy kufrów dyplomatycznych, wysłał je drogą okólną przez Berlin… Opóźni to trochę ich nadejście, ale za to napewno do nas dojdą…
— Tak, — przyświadczył mu grubym basem przewodniczący Ruchłow: — dobrze zrobił… Trzeba
Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/104
Ta strona została przepisana.