Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/107

Ta strona została przepisana.

które w razie wojny zapewniłyby polakom zwycięstwo… Zaniepokojeni tem, postanowiliśmy plany ich zdobyć za wszelką cenę, i nie szczędząc kosztów, przy pomocy tow. Zielonogorskiego w Warszawie, dopięliśmy swego… Plany te są w naszem posiadaniu i idzie teraz o to, ażeby tacy rzeczoznawcy, jak towarzysze Zapiewałow i Repkin, wypowiedzieli o nich swoje zdanie…
Umilkł przewodniczący, a tow. Prochwostow złamał pieczęcie, rozciął sznurki i płótno, i wydobył plany, które złożył przed ekspertami.
Rozwinął je towarzysz Repkin i bacznie przeglądać zaczął. Po jakimś jednak czasie na twarzy jego odbiło się zdumienie… Badanie trwało czas dłuższy, tow. Repkin oglądał szczegółowo każdy rysunek, wreszcie rozłożył ręce bezradnie i wyrzekł:
— Niech djabli wezmą, towarzysze, ale ja tych planów zupełnie zrozumieć nie mogę… Nie przypominają one niczem ani kartaczownicy, ani tanka… Nie jest to maszyna ruchoma, gdyż niema kół, ani armata, gdyż brak jej luf… Jest to chyba maszyna elektryczna, ale nie mogę określić jej przeznaczenia… Przyznam się, że podobnej maszyny nigdy w życiu nie widziałem.
Pochylili się komisarze nad planami, usiłując zrozumieć cośkolwiek w wielce zawikłanym rysunku, lecz stanowiło to dla nich zagadkę…
— Co zatem robić? — spytał przewodniczący.
— Trzeba by wykonać model według tych rysunków, — rzekł Repkin: wtedy zobaczymy…
— A jak długo może to trwać? — spytał Prochwostow.
— Najmniej miesiąc…
Przeciągnęły się twarze członków CIK‘a, gdy posłyszeli te słowa… Tak liczyli, że natychmiast zdobędą dręczącą ich tak srodze tajemnicę…