Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/108

Ta strona została przepisana.

Naraz odezwał się tow. Sobaczkin, komisarz spraw zagranicznych:
— A ja bym, towarzysze, poradził jeszcze tak… Wszak mamy tu w Moskwie znakomitego inżyniera Blaufuksa, który przez zaprzyjaźniony z nami rząd niemiecki został przydzielony do naszych fabryk wojskowych celem dopilnowania wyrobu amunicji i broni dla armji niemieckiej… Wszakże te nowe wynalazki polskie są jednako groźne dla nas, jak i dla naszych sprzymierzeńców, i w tym wypadku łączy nas wspólny interes… Proponowałbym więc, ażeby sprowadzić go zaraz, może pozna się na tych planach…
Projekt ten przyjęto z uznaniem, przyczem towarzysz Prochwostow podkreślił, że uważa go za bardzo pożyteczny, jako podkreślenie odwiecznej przyjaźni i sojuszu sowiecko-niemieckiego…
Wydano też zaraz rozkazy, i wyższy oficer GPU pomknął samochodem na poszukiwania inż. Blaufuksa.
Nie upłynęło nawet półgodziny, gdy do sali wszedł poszukiwany. Był to mężczyzna wysokiego wzrostu, barczysty, ryży, o wygolonej twarzy, o cokolwiek semickich rysach, przyczem małe przebiegłe oczki kryły wielkie amerykańskie okulary w rogowej oprawie…
Przywitawszy zebranych dość wyniosłem skinieniem głowy, wysłuchał objaśnień tow. Ruchłowa o co rzecz idzie, poczem z całym spokojem przystąpił do rozpatrywania planów. Przeglądał je systematycznie, arkusz za arkuszem, wreszcie, odłożył je na bok, przetarł szkła okularów i spojrzawszy w utkwione w niego, pełne ciekawości oczy, rzekł z flegmą:
— Rysunki te stanowią plany maszyny tkackiej jakiejś nieznanej mi zupełnie konstrukcji…
— Maszyny tkackiej! — wyrwał się z piersi wszystkich okrzyk pełen zawodu.
— Tak jest, — odrzekł inżynier Blaufuks, maszyna tkacka bardzo ciekawej konstrukcji…