Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/115

Ta strona została przepisana.

ziemię z domku nawprost Wiktoryna, dali coprawda szczegółowy nawet rysopis tych, którzy ich wynajmowali i którzy pomagali przy nakładaniu ziemi na wozy, lecz nie wiele one mówiły policji…
Rewizje we wszystkich melinach złodziejskich, we wszystkich kryjówkach mętów warszawskich, odbywały się ustawicznie, tak, że z Warszawy wprost wypłoszony został wszelki element przestępczy, wynosząc się na prowincję, w stolicy zaś zaobserwowano niebywały do czasu tego upadek przestępczości…
Poszukiwania te czyniono bynajmniej nie z przekonania, że uda się odnaleźć wykradzione plany, gdyż co do nich wszyscy przeświadczeni byli, że są już wywiezione poza granice Polski, lecz celem ujęcia Warjata, co do którego był pewnik nieomal, że był sprawcą włamania, oraz wspólników jego, by w ten sposób po nitce dotrzeć do kłębka…
Pewnego wieczoru, gdy Żarycz siedział w gabinecie swoim, pogrążony w rozmyślaniach, rozległ się nagle gwałtowny dzwonek telefonu.
— Hallo! Kto mówi?…
— Panie inżynierze, — dał się słyszeć w słuchawce głos naczelnika urzędu śledczego: — może pan zechce przyjechać zaraz… mam tu dla pana bardzo ciekawą i ważną wiadomość…
— Dobrze… W tej chwili przyjeżdżam…
Zadzwonił na Jacka i, wydawszy mu polecenie, ażeby samochód w tej chwili był gotów, w parę minut potem mknął w stronę urzędu śledczego…
Przyjął go tam naczelnik i, wprowadziwszy do swego gabinetu, rzekł:
— Mam dla pana dwie ważne i ciekawe bardzo wiadomości…
— Jakie? — spytał Żarycz.
— Pierwsza, że plany pana są już w drodze do Moskwy…
Tu przedłożył mu odszyfrowane a przejęte przez