Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/117

Ta strona została przepisana.

rzu… Wybiegłem na balkon i zobaczyłem, jak po linie, przyczepionej do balustrady, Warjat szybko zsuwał się na podwórze… Lecz tam już czekali moi ludzie, którzy gościnnie wzięli go w swoje objęcia i po krótkiem szamotaniu, sprowadzili z powrotem na górę… Udając niewiniątko, z miną wielce zdziwioną, spytał: „Co pan, panie naczelniku, chce odemnie?… Przecież ja nic nie zrobiłem… Ja teraz bardzo porządnie i uczciwie żyję…“ — Nie badałem go zrazu, tylko kazałem w dalszym ciągu robić rewizję… W jednym z pokoi eleganckiego mieszkania stały już spakowane do drogi walizy, lecz prócz ubrania nic w nich nie było… Natomiast przy opukiwaniu posadzki, pod jedną z tafli, znalazłem kryjówkę, w której leżało ni mniej ni więcej tylko pięćdziesiąt tysięcy dolarów…
— A to co znaczy? — spytałem Warjata, który się bardzo zmieszał na widok znalezionych pieniędzy.
— To? — odrzekł: to sobie uciułałem ciężką pracą, ażeby rozpocząć teraz uczciwe życie.
— Wiedziałem, że nic więcej nie powie narazie, kazałem też wszystko, co mogło mieć znaczenie dla śledztwa, zapakować i zabrać, mieszkanie opieczętowałem, a Warjata, skutego, by nie uciekł, przewiozłem do urzędu… Jednocześnie drugi odział wywiadowców aresztował Róźkę… Teraz chciałbym przystąpić do badania ich… Może pan życzy sobie, ażeby odbyło się to w pańskiej obecności…
— Dobrze — odrzekł krótko Żarycz.
Po raz pierwszy w swem życiu zetknąć się miał tak blisko z przedstawicielami świata występku i zbrodni, i czuł, że ogarnia go jakiś dziwny wstręt, połączony jednak z ciekawością…
Na polecenie naczelnika dwóch policjantów wprowadziło naprzód Róźkę… Była to młoda jeszcze, bardzo piękna Żydóweczka, o regularnych rysach płomiennych czarnych oczach i kruczych, krótko obciętych i zaondulowanych włosach. Pięknej cery jej twarzy nie zdo-