Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/121

Ta strona została przepisana.

pannie Róźce, co pani obiecywał Warjat i gdzie się z panią wybierał…
— Warjat, — powtórzyła bezmyślnie Sońka, poczem szybko mówić zaczęła: z Warjatem my się kochamy oddawna… Zawsze mi mówił, że woli mnie od tej czarnej, chudej Różki… Obiecywał, że ożeni się ze mną, i że razem pojedziemy do Ameryki…
— A bywała pani u niego?…
— Codziennie, — odrzekła Sońka.
— Słyszy pani, — rzekł naczelnik, zwracając się do Różki.
Lecz ta, jakby poderwana prądem elektrycznym, zerwała się z krzesła i z wysuniętemi naprzód rękoma biegła już do Sońki, by paznokciami wpić się w jej twarz lalki… Niewiadomo do czego by doszło, gdyby wywiadowcy nie schwytali jej za ręce i nie posadzili z powrotem na krześle…
Na znak naczelnika wyprowadzono Sońkę, a gdy po pewnym czasie Róźka uspokoiła się, spytał ją:
— No, i cóż pani na to?…
— Panie naczelniku, — odrzekła różka przerywanym ze wzburzenia głosem: ja teraz panu wszystko powiem… To on taki łajdak… Z Sońką chce się żenić i wyjechać, a mnie każe kupować dla siebie i dla niej łachmany… Niech gnije w kryminale… Warjat, panie naczelniku, miał jakąś grubą robotę… zarobił pieniędzy jak lodu… Musi się jednak chować… Ma piękne mieszkanie na Marszałkowskiej, gdzie udaje solidnego kupca, kapitalistę… Mnie przyrzekł, że z nim pojadę i kazał wszystko kupować… Pisał zawsze do mnie, do siebie jednak nie pozwolił przychodzić, bo mówił, że go hinty złapią… A to on z Sońką się kochał i chciał wyjechać… Aresztujcie go, niech gnije…
I naraz wybuchnęła głośnym, histerycznym płaczem…
Naczelnik uspakajał ją, podawał wodę, a gdy uci-