Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/26

Ta strona została przepisana.

ła Żarycza, gdy przeczytał go w czasie krótkiego postoju w Bydgoszczy.
Zbladł, zaklnął głośno, co pannę Basię wielce przeraziło, gdyż pierwszy raz widziała go tak złym, zmiął gazetę i rzucił na ziemię.
Potem zwrócił się do Karskiego i rzekł:
— Panie Karski, w Warszawie żaden dziennikarz niema dostępu do mnie… Gdyby się upierali, to Jack…
O tak, mister, — odrzekł, odwracając się, siedzący na przodzie przy szoferze Jack, szczerząc w uśmiechu białe zęby: — jakby się upierać, to ja z nim tak…, — i zrobił parę wspaniałych gestów bokserskich muskularnemi rękoma…

V.

Willa - pałacyk, nabyta w Warszawie na telegraficzne zlecenie Karskiego przy jednej z bocznych ulic Mokotowa na Henrykowie, okazała się bardzo milutką i wygodną. W kilkunastu pokoikach rozlokowali się wszyscy bardzo wygodnie, a rządy nad wszystkiem objęła pani Marcinowa, z energją, nie pasującą jakoś z jej tuszą, komenderująca służbą, złożoną z kucharki i dwóch pokojówek, oraz Jacka, który po pewnym oporze musiał jednak ulec jej tyranji…
Willę otaczał spory ogródek, pełen drzew i kwiatów, na który wychodził wielki taras, będący miejscem ogólnych zebrań w dnie pogodne…
Wspaniały Roll Royce, ku wielkiemu żalowi szofera stanął bezczynnie w garażu, gdyż, nie chcąc nim zwracać ogólnej uwagi, inż. Żarycz w wycieczkach swych po mieście i okolicach posługiwał się skromną Minerwą, zakupioną już w Warszawie.
Płonne jednak były nadzieje Żarycza, że w tym zakątku nikt go odnaleźć nie zdoła i że będzie mógł zażyć spokoju, przynajmniej w pierwszych dniach pobytu w kraju.