Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Wrzask ich przeraźliwy odniósł skutek… Na terytorjum tak nęcącej ich fabryki rozległo się gwałtowne ujadanie psów, a po chwili zabłysło światło elektryczne i oświetliło cztery wijące się na szczycie muru postacie przeciwników siódmego przykazania.
Jednocześnie stanęło pod murem pięć rosłych postaci, w narzuconych naprędce ubraniach, i spytało:
— A co wy tam robicie?…
Z ust przywódcy wyprawy, słynnego na całą nietylko Ochotę, ale i Wolę, Franka Bawoła, przezwiskiem „Cwaniak“, wydarł się głuchy ryk, w który m z trudem można było rozróżnić pojedyncze wyrazy:
— Puszczajcie nas!… psia krew!… cholery!… mordują!… wasza mać!…
A wtórowały mu ryki i przekleństwa wszystkich towarzyszy.
Głośny śmiech stojących pod murem mieszkańców fabryki był im odpowiedzią…
— Co? jeszcze wymyślacie i klnięcie, — rzekł jeden z nich: posiedźcie sobie za to tam, aż przyjdzie policja i zdejmie was…
— Niech nawet sam djabeł przyjdzie, byle nas uwolnił! — ryczał Franek.
Stojący na dole zamienili z sobą słów parę w obcym języku, poczem dwóch z nich przyniosło drabinę, przystawiło ją do muru, i wszedłszy na nią, jednego za drugim odrywali opryszków od kolców, przerzucając następnie na podwórze fabryki, gdzie pozostali przyjmowali ich uprzejmie z rewolwerami w ręku, a obrewidowawszy szczegółowo i zabrawszy broń i narzędzia, ustawiali jednego przy drugim.
Skończono ceremonję zdejmowania z muru opryszków, którzy skurczeni, przeróżnymi ruchami starali się przywrócić władzę zdrętwiałym członkom.
— Co z wami zrobić? — spytał starszy z pośród „amerykanów“.