Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

widowała je natychmiast straż obrony pogranicza przy wydatnej pomocy ludności miejscowej, a napastnikom dotkliwie przetrzepano skórę....
Czując chwiejący się pod nogami grunt, widząc niebywałą wprost utratę wpływów wśród mas, nieoficjalny przedstawiciel Kominternu, występujący pod maską radcy handlowego, Zielenogorskij, onże Grünberg, zwołał poufną naradę wszystkich działaczy komunistycznych, oraz licznych w Warszawie wysłańców Kominternu.
Narada odbyła się w lokalu, położonym przy jednej z najruchliwszych ulic miasta, a przytem w domu przechodnim, ażeby jaknajmniej zwracać uwagę. W niewielkiej sali zebrało się kilkunastu mężów, a drzwi strzegli wierni i pewni czekiści, ażeby ktoś niepożądany nie przerwał ich czasem.
Zagaił posiedzenie radca Zielenogorskij, przedstawiając sytuację, jaka się wytworzyła w Polsce i wzywając wszystkich do wypowiedzenia swych zdań i uwag.
Jeden za drugim wypowiadali się uczestnicy zebrania, a słowa ich przepojone były goryczą i zniechęceniem, a każdy z nich wymieniał jako głównego winowajcę wszystkiego, inż. Żarycza.
W końcu też uwaga całej konferencji skupiła się na jego osobie:
— Tak, — stwierdził w ostatecznej konkluzji Zielonogorskij: Żarycz jest temu wszystkiemu winien… On to swoją głupią, patrjotyczną pożyczką i jej warunkami zepsuł nam całą robotę lecz co z nim zrobić?
— Zabić! — twardo, krótko rzekł jeden z przywódców agitacji, Paszczuk, niegdyś czynny członek czeki moskiewskiej.
Wśród zebranych zapanowało milczenie, jakby aprobujące wniosek Paszczuka. Lecz Zielonogórskij skrzywił się i odrzekł: