Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— To będzie trudne, gdyż nikogo poza mur nie przepuszczają…
— Przekupić którego z jego robotników!…
— To niemożebne… Są to ludzie oddani mu duszą i ciałem, sprowadził ich z Ameryki, dolarów mają jak lodu… Z nimi przekupstwem nic nie poradzi…
A jednak to musi być zrobione, — stanowczym głosem rzekł Zielonogorskij: — towarzysz Gordin wynajdzie paru najzdolniejszych wywiadowców i niech oni starają się przeniknąć tajemnicę fabryki Żarycza.
— To się zrobi, — odrzekł z pewnym siebie uśmiechem towarzysz Gordin.
— Prócz tego, — ciągnął dalej Zielonogorskij: — trzeba będzie porozumieć się z naszymi sprzymierzeńcami niemieckimi… Niech oni nam pomagają w walce o wspólną sprawę, o zgniecenie tej burżuazyjnej Polski…
— To jest dobra myśl! — przytaknęli zebrani.
Na tem obrady zakończono, poczem całe zacne grono udało się do jednej z przyległych sal, gdzie czekała zastawiona uczta…
Przy kieliszkach w dalszym ciągu radzono nad sposobami zgnębienia Polski i obezwładnienia znienawidzonego Żarycza…
A gdy świt nastał, uczestnicy narady, pojedyńczo, by nie zwracać niepotrzebnie uwagi, opuszczali dom z dwoma bramami przy ruchliwej ulicy.
A koło południa radca Zielonogorskij udał się do gmachu zaprzyjaźnionego mocarstwa, gdzie z kolegą swym, również radcą, Hansem von Raube, długą, poufną, przy drzwiach zamkniętych, prowadził naradę…
Z wyniku jej widocznie bardzo był zadowolony, gdyż, powracając do siebie, miał na ustach uśmiech promienny…