Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/50

Ta strona została przepisana.
IX.

Inż. Żarycz, znalazłszy się w „kraju“, nie odpoczywał ani chwili, ku wielkiemu zmartwieniu panny Basi, Marcinowej i Karskiego… Czynny umysł jego nie znosił wprost odpoczynku, musiał pracować, musiał działać i tworzyć, gdyż inaczej czuł się bezsilnym i chorym…
To też codziennie, po odbytych konferencjach w ministerstwach, po powrocie do domu, zamykał się Żarycz w pracowni i kreślił plany przyszłej swej siedziby, jaką na terenach oddanego mu przez rząd Wiktoryna wznieść zamierzał…
Miała ona mieścić jednocześnie warsztat wykonawczy, któryby zamysły jego realizował, że zaś wszystkie przyszłe wynalazki jego poświęcone być miały Polsce, a przedewszystkiem jej obronie, pracę swą postanowił otoczyć ścisłą tajemnicą, ażeby zwłaszcza do wrogów Polski przedostać się nie mogła i przez nich na jej szkodę wykorzystaną nie została…
Nie znając nikogo w Polsce, na kimby mógł bezwzględnie w zupełności polegać, do pomocy w pracy zawezwał robotników - Polaków z Ameryki, których znał, którym ufał, a przedewszystkiem, którym wierzył, że tajemnic jego nie zdradzą za żadną cenę…
Przybyło ich pięciu, ludzi jeszcze młodych mistrzów mechaniki, wyćwiczonych w amerykańskim systemie pracy i gorąco miłujących Polskę, co stanowiło największą rękojmię… Zresztą pełni byli radości i zapału, że pracować będą dla Polski, pod kierunkiem umiłowanego inżyniera.
Chciał przybyłych umieścić do czasu ukończenia budynku mieszkalnego na Wiktorynie, w willi swej na Henrykowie, lecz sprzeciwili się temu, rozpięli na terenie fabrycznym namiot, pod którym zamieszkali, i zaraz zabrali się do pracy.
W tym ogólnym wirze pracy, i panna Basia nie