Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/57

Ta strona została przepisana.

mentalnych, odkładając to na czas późniejszy, a projektowane w pierwszym rzędzie kolonje mieszkalne wznosić miano jednocześnie w kilku różnych dzielnicach na krańcach miasta, przyczem obliczenia dokonane, wykazywały, iż rocznie przybyć miało około 12 tysięcy izb, dających mieszkania sześciu tysiącom rodzin. W ten sposób, w przeciągu kilkunastu lat, bez udziału kapitałów i inicjatywy prywatnej, brak mieszkań w Warszawie zostałby usunięty.
W połowie lata już przystąpiono do robót ziemnych, kopiąc doły pod fundamenty nowych budowli, a we wszystkich gałęziach przemysłu, związanych z przemysłem budowlanym, zapanował ruch niebywały.
Pierwszym wynikiem tego było, iż pewnego pięknego poranku w warszawskiem biurze pośrednictwa pracy okazał się brak bezrobotnych, i urzędnicy znaleźli się w prawdziwym kłopocie, w jaki sposób zaspokoić napływające ze wszech stron zapotrzebowania pracowników.
Takież same wiedomości nadeszły wkrótce ze wszystkich biur w całem państwie.
W szczególnie trudnych warunkach znalazły się przedsiębiorstwa budowlane, które odczuły nagle brak wykwalifikowanych murarzy, co mogło znów odbić się niekorzystnie na tempie prowadzonych robót.
Wprowadzono wszędzie mechaniczne udoskonalenia, przyśpieszające dostawę materjałów i oszczędzające użycie rąk ludzkich, lecz wobec olbrzymiego zakresu wszczętych robót i to okazało się niewystarczającem…
Zażądano przysłania z prowincji murarzy, lecz i tam ich zabrakło…
Gdyż z chwilą, gdy z serca państwa, stolicy, po wszystkich arterjach jego płynąć zaczął ożywiający wszystko zdrój pieniędzy, życie zgoła inaczej wszędzie