szcie Prezes Rady Ministrów, chcąc kres położyć tej destrukcyjnej kreciej robocie obrażonych partyjników, postawił zupełnie wyraźnie kwestję zaufania, zaznaczając jednocześnie, że poda do wiadomości ogólnej motywy tych wystąpień i ujemne ich skutki dla państwa.
To podziałało, gdyż, wiedząc dobrze, po czyjej stronie opowiedzą się masy ludowe, partyjnicy woleli do czasu zaniechać swej roboty i z bólem serca patrzeli na stopniowy upadek swych wpływów.
Pozostająca na ich usługach prasa, pod ich natchnieniem, próbowała niekiedy występować nie przeciwko inż. Żaryczowi, lecz przeciwko idącemu z nim ręka w rękę rządowi, musiała jednak zaprzestać tego, gdyż przeciwko nim zwrócili się ich właśni czytelnicy…
Uwolniwszy się w ten sposób od zarzucanych nań sieci partyjnych, mógł inż. Żarycz w zupełności oddać się pracy nad swoimi wynalazkami.
W „twierdzy“ na Wiktorynie wrzała praca… Według opracowanych przez niego planów wykonywano modele, robiono z nimi próby, udoskonalano je, zmieniano, aż w reszcie dzieło zostało zupełnie ukończone, tak, że inż. Żarycz zdecydował się przedstawić je najwyższym władzom państwa…
Na uroczystość tę wybrał umyślnie dzień rocznicy przybycia do Polski, i zaprosił na nią Prezydenta Rzeczypospolitej, rząd in corpore i szereg wyższych wojskowych…
Stawili się wszyscy… Wczesnym rankiem dnia tego przed „twierdzę“ na Wiktorynie zaczęły zajeżdżać jeden za drugim samochody, z których wysiadali ministrowie i generałowie, aż w końcu przybył Prezydent w towarzystwie Prezesa Rady Ministrów i przywitany przez inż. Żarycza wszedł do „twierdzy“, której brama zatrzasnęła się przed gromadką zbierających się ciekawskich.
Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/67
Ta strona została przepisana.