Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/73

Ta strona została przepisana.

łach i wybuchach, wywołała łatwo zrozumiałe zaciekawienie w całem mieście…
Prasa, uprzedzona ze strony urzędowej, pisała o tem niewiele, natomiast agencja prywatna, t. zw. z magla, funkcjonowała nader sprawnie, biegnąc z ulicy na ulicę, z domu do domu, wszędzie niosąc wieść o zagadkowych próbach, które się odbyły u inż. Żarycza, a że każda stacja przekazująca starała się coś dodać od siebie, pod wieczór już, na przeciwległym Ochocie krańcu miasta opowiadano, iż na podwórku „twierdzy“ inż. Żarycza stoczyły regularną bitwę dwie dywizje wojska, że w boju tym wzięła udział artylerja ciężka, że w końcu inż. Żarycz wzniósł się do góry na olbrzymim aeroplanie i rzuceniem bomby wszystkich pomordował, i że prezydent wraz z rządem i generalicją cudem ocaleli, uciekając w porę przed odłamkami bomby, lecz, że wśród nich jest jednak parę osób rannych.
Zrozumiałe, że wieści o tych tajemniczych próbach towarzyszowi Gordinowi przynieśli natychmiast jego wywiadawcy, myszkujący stale w okolicach „twierdzy“.
Wysłuchał ich z ciekawością, poczem spytał:
— Lecz co to było?..
— Nie wiemy… myśmy tylko słyszeli, zobaczyć nic nie mogliśmy…
— A coście słyszeli… powtórzcie jeszcze raz…
Poczęli opowiadać jeden przez drugiego, przeszkadzając sobie, przerywając, aż wreszcie towarzysz Gordin zawołał:
— Cicho!.. niech mówi towarzysz Abram… towarzysz Antoni będzie go poprawiać…
— Uj, co się tam działo, — zaczął opowiadać towarzysz Abram: z początku to nic nie było, tylko przyjeżdżali różni ministrowie i generałowie, a w końcu przyjechał i sam Prezydent… Samochody to oni zostawiali na ulicy, a sami wchodzili do środ-