Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/77

Ta strona została przepisana.

Przyglądał się im bacznie z pod spuszczonych powiek tow. Gordin, zamieniając z niektórymi, ledwie dostrzegalne, znaki porozumiewawcze, aż wreszcie po godzinie wszedł do szynku młody żyd, o twarzy zuchwałej, o barczystej, znamionującej wielką siłę postaci, w eleganckiem, trochę jaskrawym ubraniu, i witany szmerem przez wszystkich, podszedł do gospodarza, który mu coś szepnął, mrugnięciem oczu wskazując kąt, w którym siedział Gordin…
Warjat, przezwany tak z powodu swego bezgranicznego zuchwalstwa, król kasiarzy, któremu jeszcze żadna kasa się nie oparła, inicjator i organizator nadzwyczaj śmiałych wypraw złodziejskich, wprawiających w podziw cały świat kryminalny, nieuchwytny wprost dla policji, z którą stałą wojnę prowadził, rozejrzał się ostrożnie, a ujrzawszy w kącie Gordina, przeszedł przez izbę szynkownianą, zamieniając z kolegami pozdrowienia i urywane zdania, i tak lawirując dotarł wreszcie do stolika, przy którym siedział Gordin, a który, udając, że go nie zna, rzucił szeptem:
— Jutro, ósma, gdzie wiesz…
Warjat poszedł, jakby nigdy nic dalej, a Gordin po chwili, zapłaciwszy za piwo, wyszedł z szynkowni…
Okrążywszy ulicę Smoczą, dotarł do Nowolipek i tam wsiadłszy w tramwaj O, pojechał na Złotą, gdzie wstąpiwszy do jednego z domów, po pewnym czasie wyszedł zupełnie przeistoczony w eleganckiego, ubranego według ostatniej mody średnich lat jegomościa, i przeszedłszy na ulicę Marszałkowską, rozejrzał się bacznie, czy go kto nie śledzi, poczem znikł w bramie domu o dwóch wejściach przy bardzo ruchliwej ulicy.
Zapukał do drzwi znanego nam już lokalu, a gdy otworzyły się one natychmiast, tow. Gordin po chwili znalazł się w gabinecie, w których oprócz radcy