Strona:Edmund Jezierski - Andrzej Żarycz Cz.1.djvu/80

Ta strona została przepisana.

niec. i my znów zapanujemy… Tylko ja was poproszę… Tu przyjdzie jeden z naszych, z którym muszę sam na sam pogadać… Wy wyjdźcie… A pocieszcie się, ze to przeciw Żaryczowi…
— Dobrze, — zgodził się z pokorą tow. Szymon: ja i tak muszę jechać na Dziką, na zebranie jaczejki komsomolców… Zostało nam jeszcze trochę młodych a i ci tylko mysią o zostaniu komisarzami… Inaczej byłoby źle z nami zupełnie…
Wyszedł tow. Szymon, a w parę minut potem wszedł do mieszkania Warjat, którego po przywitaniu tow. Gordin zaprowadził w kąt pokoju i tam szeptem coś objaśnić zaczął.
— To się zrobi, — odrzekł mu wysłuchawszy, Warjat: ale to będzie drogo kosztować…
— Ile? — spytał tow. Gordin.
— Pięćdziesiąt tysięcy dolarów, — brzmiała spokojna odpowiedź.
Tow. Gordin aż podskoczył na krześle.
— Czyście zwarjowali, Warjat?… tyle?…
— To jest ciężka i ryzykowna robota… Tu już nie więzienie ryzykuję, ale życie… Taniej nie można… Prócz tego koszta…
— To już z kosztami, — przerwał mu Gordin…
— Tak nie można… Koszta będą duże… Z dziesięć tysięcy dolarów… Muszę ludzi zapłacić, narzędzi, dom…
— Dam wam razem z kosztami, — rzekł Gordin.
— Nie, tak nie pójdzie… I te pięćdziesiąt tysięcy to płatne tak: połowa zaraz, reszta po robocie… Na koszta też dostanę zaraz…
Próbował się targować z nim Gordin, lecz Warjat stał mocno przy swojem żądaniu, w końcu też przystać musiał na jego warunki…
Omówili jeszcze szczegółowo wszystko, poczem Gordin wręczył Warjatowi pięć tysięcy dolarów na